home » cd catalogue » Albert Ayler - The Copenhagen Tapes » Thomasz Sekowski, Diapazon

Albert Ayler - The Copenhagen Tapes

Thomasz Sekowski, Diapazon

Bez wzgledu na to co napisze o Albercie Aylerze i jego muzyce ryzykuje, ze zabrzmi to jak paplanina idioty (jego muzyka wywiera bowiem na mnie tak silne wrazenie), badz dziennikarska stronniczosc. Najlepiej zatem bedzie powiedziec minimum tego, co niezbedne. I nie chce przy tym nikogo przekonywac do niczego, w zaden sposób.
Kopenhaga na poczatku lat 60. byla dla Aylera waznym miastem. W roku 1963 nagral wraz z miejscowymi muzykami plyte "My Name is Albert Ayler" (Black Lion). Z upodobaniem grywal wówczas z Cecilem Taylorem (nagrania te dotad sie nie ukazaly). Wreszcie we wrzesniu 1964 r. zagral koncerty w znanym klubie "Montmartre". Ówczesna formacja moglaby byc nazwana super kwartetem. Skladala sie z Aylera grajacego na tenorze, Dona Cherry'ego na trabce, Gary'ego Peacocka na basie oraz perkusisty Sunny'ego Murraya. "The Copenhagen Tapes" zawieraja zapis z koncertu, który odbyl sie 3 wrzesnia w "Montmartre" oraz nagrania ze studia Danish Radio, które powstalo tydzien pózniej.

Caly zarejestrowany material jest absolutnie zdumiewajacy, ale nagranie koncertowe zasluguje na szczególna uwage. Poziom energii, która wyzwolila ta wrzesniowa noc, byl nieporównywalny z niczym. Ayler byl jak tornado niszczace wszystko w zasiegu wzroku. Don Cherry czynil racjonalne próby, by dopasowac sie do majestatycznego szalu Aylera, glównie po to by zaznaczyc swoje wlasne miejsce. Ale nie byl to wówczas pojedynek równych sobie. Ayler królowal niepodzielnie. Choc grozna sekcja rytmiczna - Gary Peacock i Sunny Murray byla równie bezkonkurencyjna. Obaj muzycy zabierali nas w szalona podróz w nieznanych kierunkach, po to by potem wrócic do punktu wyjscia i dolaczyc do liderów.

Nie oszukujmy sie. To byla uduchowiona muzyka. Ayler nie wyrazal gniewu poprzez swoja muzyke. Jego dzwieki byly pelne radosci, nadziei, poczucia zbawienia. Nazywajcie to jak chcecie. Muzyka ducha. Dzwiekowa droga do rewolucji. Byl tylko jeden Albert, a "The Copenhagen Tapes" staly sie jego niemal ostatecznym powodem do chwaly.